Już parę miesięcy przed wyjazdem wielu z moich znajomych
męczyło mnie, żebym zaczęła prowadzić bloga, co tam u mnie piszczy w Holandii.
Cały czas pobytu tutaj próbowałam się do tego zabrać, ale niestety nie mam zbyt
wiele czasu. Dodatkowo wielu z moich przyjaciół pyta, co u mnie i jak nam się
wiedzie, a ja nie mam nawet, kiedy odpisać.
Więc bloga tego dedykuje wam wszystkim moi drodzy, co chcą wiedzieć,
co tam Fila z Zabrzem porabiają.
To tak tytułem wstępu.
Co było przed wyjazdem? Jak większość z was wie nie było
lekko. Przeżywałam straszliwie wyjazd i to, że zostawiam za sobą całe moje
dotychczasowe życie jadąc w nieznane. Po
prostu tak z miłości i nadziei, że będzie lepiej.
Jak wiecie nie miałam kilka dni przed podróżą ani pracy ani
mieszkania. Zabrzu stawał na głowie, żeby coś znaleźć i nie zapowiadało się
różowo. Jednak w dwa dni wcześniej dostałam pracę w tej samej firmie, co mój
luby, jak sprzątająca (o pracy dokładnie w innym poście niebawem). Natomiast
mieszkanie…hmmm…. Godzinę, przed wyjazdem mój przyszły mąż zadzwonił, że jest
mieszkanie! I że zaraz jak przyjadę jedziemy je zobaczyć, tylko musimy mieć
1650euro (!!) na zapłacenie odstępnego i opłat manipulacyjnych.
Całe nasze oszczędności poszły się paść, ale było warto.
Dlaczego? Bo jak przyjechałam (przywiózł mnie autem mój ukochany brat z mamą) zmęczona po 12 godzinach jazdy, z wszystkimi objawami choroby lokomocyjnej i zobaczyłam to mieszkanie zrobiło mi się lepiej.
Dlaczego? Bo jak przyjechałam (przywiózł mnie autem mój ukochany brat z mamą) zmęczona po 12 godzinach jazdy, z wszystkimi objawami choroby lokomocyjnej i zobaczyłam to mieszkanie zrobiło mi się lepiej.
I choć nie było mebli i pierwszą noc spaliśmy na podłodze, czułam, że to będzie mój nowy dom gdzie będę szczęśliwa (o mieszkaniu też będzie osobny obszerny post;))
Więc jak już wiecie mamy pracę i mamy mieszkanie. Zaczęłam
nowe życie, które jakoś się zaczyna się układać.
0 komentarze:
Prześlij komentarz