Oni są wszędzie...

Siedzę sobie, popijam kawkę i nie mogę się nacieszyć nabytkami z tego weekendu. Najbardziej chyba cieszę się z pralki. Niby nic...ale jak sobie pomyślę, o tym, że przez miesiąc chodziło się prać do sąsiadów albo robiło pranie ręcznie zbiera mi się na mdłości. Szczególnie, że w pracy strasznie się kurzy i oboje codziennie rzucamy nową stertę prania. A tak od wczoraj idzie już szóste pranie a ja nie mogę się nacieszyć.

Dodatkowo udało nam się kupić stół, cztery krzesła i kredens. Wszystko to za szalone 80euro. I nie są to byle, jakie meble a porządne dębowe praktycznie niezniszczone cudeńka.(mmm kocham kringloopy, więc poświęcę im osobnego posta). Dzięki wielkie dla Misia i spółki za noszenie, wożenie, targanie po schodach ustawianie i przestawianie :)


O czym chciałam napisać...Pewnego pięknego wtorkowego poranka Zabrzu poszedł wystawić śmieci ( w wtorki do 10 rano należy postawić śmieci na chodniku i zabiera je śmieciarka). Po chwili słychać domofon. Michał wyszedł na klatkę i słyszę jakieś holendersko-angielskie bełkotanie. Wrócił z jakąś ulotką w ręce.

-Misiu, co chcieli śmieciarze? - 
-Yyyy, jacy śmieciarze?
-To nie byli panowie od śmieci, czepiać się o źle zawiązane worki?
- Nieee to byli świadkowie Jehowy
-Coooo!? Serio, ale super!
-Czemu Ty się cieszysz z świadków jehowy?
- Bo oni są WSZĘDZIE! Patrz prawie jak w domu! Dawaj ulotkę!

Ulotka niczym się nie różni tylko tym, że jest po holendersku i nic nie rozumiem, aaa! i ma QR kod, czyli trochę nowocześni niż u nas. Jednak ucieszyła mnie ta wizyta. Poczułam się swojsko.

Cała górna ceglana kondygnacja gdzie jest duże okno, i małe okno z okiennicą jest nasza.
Szare drzwi są wejściowe. My jesteśmy 8a :)





1 komentarze: