Wirus

Długo nie nie pisałam bo wszystko jakoś dziwnie się działo, że nie było na nic czasu. Chęci zresztą też nie. Przypuszczam, że to lekka depresja mnie dopadła i trzeba się z niej jakoś wygrzebać.

Dopadła nas do tego parę dni temu inna rzecz okropna - wirus grypy żołądkowej. Najpierw mnie, o godzinie trzeciej w nocy i zostawił do południa z głową w wiadrze, a potem Misia potraktował mocno po brzuchu.
Ukochany mój więc cały czas mruczał, że "flaczki bolą" a ja nic nie mruczałam bo byłam w stanie agonalnym. Jak już wyszłam z wiadra to się ruszać nie umiałam. Misio jednak się ruszał i udało mu się kupić w holenderskim zielarskim jakieś pigułki i rumianek. Nie wiem czy to coś pomogło bo każde wypicie rumianku i pigułki w moim przypadku kończyło się tak samo - czyli głową w wiaderku. Tak też zastosowałam najstarszy lek na grypę żołądkową - coca-cole. Nie wiem jak teraz wyglądają moje flaczki ale wiem, że jest im lepiej. Za to bolą mnie już drugi dzień wszystkie mięśnie.
Dzisiaj rano już nawet miałam ochotę jeść.
-Misiu, jestem głodna.
-A co byś zjadła kochanie? Jajeczko? Bułeczkę z miodkiem? - Zaproponował ukochany
-Te lody co są w zamrażarce!- Odpowiedziałam całkiem ochoczo, bo lody już w nocy mi się śniły :)
-Czyś Ty oczadziała?!
Po czym zjadł mi połowę pudełka a teraz stwierdził, że idzie do sklepu po pizze albo kurczaka. Myślę, że już mu lepiej. Ja tylko sobie serek zażyczyłam, ale nie homo, a on stwierdził, że to Holandia więc innych nie ma...No więc będzie homo z zmiksowanymi malinami.
Ogólnie między łóżkiem, wiadrem a toaletą oglądaliśmy serial o seryjnych mordercach i bajki o owadach. Teraz jakoś będę chciała się pozbierać i posprzątać bo skończyły nam się kubki na rumianek....


Pochwalę się jeszcze! Udało nam się kupić na pchlim targu za kilka eurosów coś o takiego:

Będziemy więc grać i grać ;)

0 komentarze:

Prześlij komentarz