Notka dziękczynna! Dla tych co złożyli mi życzenia....i nie tylko!

Zacznę od tego, że bardzo wam wszystkim dziękuję za życzenia. Okropnie to miłe, że pamiętaliście lub przypomniał wam facebook, ale chciało wam się poświęcić chwilę na napisanie mi życzeń. Bardzo to doceniam. Miło jest zobaczyć, że ludzie, których nie spotykam na co dzień albo zwyczajnie w świecie mało obchodzę, mieli chwilę, żeby napisać krótkie 100lat. Więc bardzo wam dziękuję z całego mojego serduszka i mam nadzieję, że nadarzy się okazja, żeby was spotkać i zamienić kilka słów albo wypić drinka!
Urodziny spędziłam bardzo spokojnie. Połowę dnia w pracy a drugą na kanapie. Zjadłam pyszny tort urodzinowy zrobiony przez Jacka i urodzinową super pizzę zrobioną przez Magdę. Kupiłam sobie jeszcze urodzinowy koktajl truskawkowy i naprawdę było mi wczoraj miło. Wprawdzie nie było przy mnie Michała, bo musiał na kilka dni jechać do Polski, ale mogłam nadrobić zaległości serialowe.
Skończyłam 28 lat i nie czuję się chyba tak staro. Myślę, że dalej jest we mnie sporo dziecka, które potrafi cieszyć się z małych i błahych rzeczy. Wczoraj do pracy ubrałam  puchatą bluzę z jednorożcem oraz srebrną opaskę z kokardką i czułam się cudownie! Jak księżniczka ;) Więc chyba jeszcze nie zdziadziałam ;) Czego się nauczyłam przez te lata? Dużo. Na przykład tego, że nie każda biedna staruszka prosząca o pomoc jest dobra. Bo może się okazać, że jest wariatką albo oszustką. Tego że, nie trzeba być miłym dla każdego, bo potem się może to źle skończyć. Nauczyłam się, że zawsze należy mieć przy sobie książkę, bo nie wiadomo gdzie i ile się będzie czekać. Przed chwilą też tego, że nie należy jeść kinder bueno w łóżku, bo bardzo się sypie, a jak się próbuje strzepnąć zaczyna się rozmazywać. I jeszcze wielu innych rzeczy. A czego się nie nauczyłam i jeszcze przede mną? Chodzić na obcasach, oszczędzać, zanosić ręcznika po kąpieli z powrotem do łazienki, zabierać ze sobą klucze itd.
Swoją drogą ostatnio się okazuje, że jestem etnicznie niezdefiniowana. Bardzo często słyszę pytanie, czy jestem z Irlandii albo Szkocji-co jestem w stanie jakoś zrozumieć, bo mam rude lub czerwone włosy. Jednak jestem za każdym razem w szoku jak się mnie ktoś pyta czy jestem z Alaski albo UWAGA!! Z Iranu! Naprawdę?!

Na koniec jeszcze takie dwie anegdotki z dworca kolejowego w Amsterdamie. Podjechał pociąg, ustawiają się ludzie, żeby wsiadać, ale drzwi się nie otwierają (jakaś awaria prądu). Stoimy tak sobie i obserwuję tych ludzi w środku, co chcą wysiąść. Po pięciu minutach Ci w środku wpadli w panikę, zaczęli krzyczeć, biegać i walić w okna, żeby ich wypuścić. Jedna babka otworzyła okno i chciała dziecko wystawić, ale było za małe. Okno, nie dziecko, dziecko miało z pięć lat. Jak by w środku było zombi albo miało tlenu braknąć. Wariaci.
Innym razem. Stoi rodzinka. Holenderska (nie biała tylko koloru mąki do wypieku tsiapaty). On pali skręta ona gada przez telefon, a dzieciaki (bliżej nieokreślonej płci i wieku) gonią się po peronie. Nagle jedno spadło/zeskoczyło na tory. Wprawdzie było jeszcze pięć minut do przyjazdu pociągu, ale i tak flaki przewróciły mi się do góry nogami, że jak się coś stanie to pociąg będzie opóźniony i będę w domu bardzo późno. Rodzice zorientowali się, że jedno zniknęło dopiero jak jakaś uprzejma Pani zwróciła im uwagę, że coś im spadło na tory. Uroczy tatuś dołożył skręta podszedł i wyciągnął dziecko i wrócił do skręta. Wariaci.
Na dziś to tyle ;) Idę się relaksować i nadrabiać kolejne seriale.



0 komentarze:

Prześlij komentarz