Przerwa

O tytuł nam natki dwuznaczny wyszedł.
Zdecydowanie była dłuższa przerwa, bo szukałam natchnienia i czasu. Wydarzeń wstecz nie poruszam, bo chyba za dużo, więc jedziemy na bieżąco.

Jedna z rzeczy, które kocham w Holandii to premiery. Są one znacznie szybciej niż w Polsce i jak się okazuje w innych krajach też. Byliśmy więc na „Osobliwym domu Pani Peregrine”, w Polsce można zobaczyć go dopiero od 7 października, w Niemczech 3 listopada, w Norwegii 25 grudnia a w Austrii 20 stycznia przyszłego roku :/ Nie wiem czemu są takie różnice w dystrybucji na dane kraje, ale ciesze się, że u nas było już 29 września.
Poszliśmy więc do tego kina, odebraliśmy bilety w automacie, kupiliśmy popcorn, cole i....zostało nam ponad 20min do seansu, bo ja zawsze muszę być szybciej, żeby się nie spóźnić.
Kino jest spore ma 7 sal i dźwięk db atmos. I serio dźwięk jest genialny, jak reklamują to, że oglądamy film z tym efektem, potem nie ma różnicy.
Pani zapowiadającą jak na dworcu kolejowym, do której sali należy się udać (jak by ktoś na bilecie nie mógł przeczytać), nie była w stanie podać tytułu, trzy razy próbowała, a potem wybuchnęła śmiechem i wyłączyła głośnik. Pełna profeska.
Weszliśmy na sale, usiedliśmy i się zaczęło. Wiadomo 20 minut reklam, tyle tylko, że lokalnych przedsiębiorstw z okolicy. I to takie tylko stop klatkowe slajdy. Potem 15 minut reklam komercyjnych. Więc wszystko super tylko 35 minut opóźnienia na seansie. Bomba. Jest, leci!
No i wiedzieliśmy, byliśmy przygotowani, dysktuwaliśmy o tym....a jednak dalej nas to zaskakuje. Przerwa dokładnie w połowie filmu! Ostatnio była 15 min teraz 25!! 25 minut przerwy w połowie filmu!!! Rozumiecie to? Przerwa na siku i zakupy w bufecie! 25minut! To jest zbrodnia przeciw kinematografii! Film jako konstrukcja przez cały swój seans buduje napięcie, dawkuje odpowiednio! Dlatego to film to nie serial jest, nie może mieć przerw! Żeby emocje się zmieniały! Żeby napięcie się budowało! A tu przerwa. Nastrój prysł, nie pamiętasz potem co było wcześniej, wybudzasz się z tego niesamowitego stanu, w który zapadasz w kinie, walą Ci światłami po oczach, ludzie łażą tam i z powrotem ! A wiecie jak musi być źle na horrorze? Też tak robią. Na miejscu Twórców bym ich oskarżała. Bo dla mnie to zepsuło film i na pewno moja ocena jest niższa niż by była przy pełnym wrażeniu. Serio jestem tak zbulwersowana, to jest gorsze niż reklamy w polskiej telewizji. Bo za ten bilet kurcze płacę! Następnym razem jak pójdziemy do kina będzie to wyprawa na cały dzień, bo najbliższe kino, które chyba nie ma reklam jest 30 km od nas.
Co do filmu. Przeczytałam wcześniej książkę i bardzo mi się podobała. Film natomiast jest bardzo luźną adaptacją. W końcu trzy tomy zekranizowali w jednym filmie. Nie spodziewałam się takiego przebiegu akcji. Szczególnie w drugiej połowie. Zauważyłam też, że Burton zmienił chyba technikę kręcenia swoich filmów i nie jestem przekonana co do niej. Obsada bardzo dobra, młodzi aktorzy mnie kupili, Eva Green wydaje mi się, że nie pozbyła się maniery po Penny Dreadful a Samuel L Jackson ostatnio gra jak by mu się nie chciało. Jednak całość jest urocza i chwyta za serduszko fana fantasy. Więc polecam zobaczyć w jakieś leniwe, deszczowe popołudnie, na pewno poprawi humor.




0 komentarze:

Prześlij komentarz